sobota, 6 października 2012

Dom Kultury to wiocha?


Po wielu sygnałach od czytelników o incydentach, które miały miejsce w przybytku zwanym Domem Kultury redakcja Capika postanowiła sprawdzić na ile nazwa zobowiązuje.

Poszliśmy w piątek z kolegami do klubu, siedzimy grzecznie przy stoliku a tutaj nagle pijana laska zwala się na stół i wywraca wszystkie piwa. Grzecznie zwracam jej uwagę, że w takiej sytuacji wypada odkupić trunek. Na co jej facet zaczyna wszczynać awanturę, że jak śmialiście damie zwrócić uwagę i jesteście siacy owacy – mówi Krzysztof, nasz rozżalony czytelnik, który trafił do lokalu z myślą, że spotka kulturalnych ludzi na co nazwa miejsca wskazuje.

Jak się okazuje nie był to odosobniony incydent tego wieczoru. Jeden ze stałych bywalców pozostawił pod opieką DJ swoją ulubioną kurtkę wartą kilkaset złotych gdyż zwyczajnie podczas tanecznych pląsów zrobiło mu się gorąco. Po powrocie zastał jedynie pijanego disk dżokeja bez kurtki.

Redakcja została również zaalarmowana brakiem kultury osobistej ochroniarzy. Kiedy wychodziłem z lokalu spostrzegłem, że nie zabrałem wszystkich rzeczy ze sobą i postanowiłem po nie wrócić. Ochroniarz, którego chwile temu mijałem zabronił mi wejścia w kurtce i zażądał opłaty za pozostawienie jej w szatni. Wytłumaczyłem mu, że jest to absurdalne gdyż idę tam i z powrotem. Na co on zaczął szydzić z mojego wyglądu, przedrzeźniać mnie i zwracać się do mnie „per ty” ku uciesze swoich kompanów. Opowiada Capikowi przejęty Jacek, który jak dodał w rozmowie z redakcją nie spotkał takich prostaków nawet na dyskotece w remizie w Dysie.

Poproszony o skomentowanie zdarzeń jakie zaszły w klubie jeden z managerów pragnący zachować anonimowość stwierdza: faktycznie zdarzają się takie incydenty jak to bywa w miejscach tego typu, u nas tylko nazwa nie jest wiochą bo reszta to zwyczajna dyskoteka. Więc o co chodzi?

Okazuje się, że faktycznie tak jest. Biorąc pod uwagę puszczaną muzyką i klientów, którzy tam przychodzą o czym przekonał się jeden z lubelskich artystów, gdyż został zwyczajnie pobity w lokalu kilka tygodni wcześniej.

Redakcja Capika przed przyjściem do Domu Kultury proponuje zaopatrzyć się w mocne nerwy albo w zamian wybrać się do teatru bo tam przynajmniej wiadomo zgodnie z nazwą, że obejrzymy spektakl.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Cenna sztuka z Open City na Czechowskim balkonie!


Dzieło artysty Janusza Bałdygi z festiwalu Open City zostało skradzione. Jedną z flag, która współtworzyła obiekt, Capik odnalazł na Czechowie.

Wybrakowana praca Janusza Bałdygi na deptaku

 - Około drugiej rano w niedzielę dwóch zakapturzonych osobników wyrwało flagę z konstrukcji – relacjonuje podkom. Grzegorz Żaba z lubelskiej policji – Mundurowi, którzy akurat spożywali kebab w czasie przerwy, na wszelki wypadek ruszyli w pościg. Intuicja ich nie omyliła. Gdyby nie brawurowa akcja funkcjonariuszy, którzy wystraszyli wandali, dzieła nie byłoby z nami.

Zdaniem Żaby, który specjalizuje się w tropieniu złodziei sztuki, całe przedsięwzięcie było ukartowane. Najprawdopodobniej stoi za nim prywatny kolekcjoner, któremu dzieło Bałdygi przypadło do gustu. Teraz może odsprzedać flagę na czarnym rynku.

- Jej rynkowa wartość mogła w tym momencie wzrosnąć nawet o 1000-2000 procent.– spekuluje Piotr Zielonka,  lubelski marszand - Bójcie się Boga, gdy chodzi o takie pieniądze!

Gdy w całym mieście trwają gorączkowe poszukiwania drogocennej pracy Bałdygi, łudząco podobny obiekt powiewa na balkonie jednego z Czechowskich mrówkowców. Flaga, taka sama, ta z w wybrakowanej instalacji, została wetknięta w doniczkę. Dzisiaj, o godz. 12.00, po balkonie przechadzała się czarna, kobieca postać, która podlewała kwiaty.

Godz. 12.05, jeden z bloków na Czechowie
Niestety nie udało nam się skontaktować z domniemaną właścicielką dzieła sztuki. Nie odbierała domofonu. Rozmawialiśmy z sąsiadami, którzy w większości nie rozumieją powagi sytuacji. Pani Ela (jednak z uwagi na wątek kryminalny woli zachować anonimowość) nie kryje zdziwienia:  - Ja nie wiem kto w tym domu mieszka, nikt z klatki nie kojarzy. A z tą kradzieżą to nie żarty? Mnie się zdawało, że to może ścierka się obsusza na kiju.

Sprawę „afery Czechowskiej” bada lubelska policja. Lubelski Capik trzyma oko i ucho na pulsie.