Dzieło artysty Janusza Bałdygi z festiwalu Open City zostało
skradzione. Jedną z flag, która współtworzyła obiekt, Capik odnalazł na
Czechowie.
Wybrakowana praca Janusza Bałdygi na deptaku |
- Około drugiej rano w niedzielę dwóch zakapturzonych osobników
wyrwało flagę z konstrukcji – relacjonuje podkom. Grzegorz Żaba z lubelskiej
policji – Mundurowi, którzy akurat spożywali kebab w czasie przerwy, na wszelki
wypadek ruszyli w pościg. Intuicja ich nie omyliła. Gdyby nie brawurowa akcja
funkcjonariuszy, którzy wystraszyli wandali, dzieła nie byłoby z nami.
Zdaniem Żaby, który specjalizuje się w tropieniu złodziei
sztuki, całe przedsięwzięcie było ukartowane. Najprawdopodobniej stoi za nim prywatny
kolekcjoner, któremu dzieło Bałdygi przypadło do gustu. Teraz może odsprzedać
flagę na czarnym rynku.
- Jej rynkowa wartość mogła w tym momencie wzrosnąć nawet o 1000-2000
procent.– spekuluje Piotr Zielonka,
lubelski marszand - Bójcie się Boga, gdy chodzi o takie pieniądze!
Gdy w całym mieście trwają gorączkowe poszukiwania
drogocennej pracy Bałdygi, łudząco podobny obiekt powiewa na balkonie jednego z
Czechowskich mrówkowców. Flaga, taka sama, ta z w wybrakowanej instalacji,
została wetknięta w doniczkę. Dzisiaj, o godz. 12.00, po balkonie przechadzała
się czarna, kobieca postać, która podlewała kwiaty.
Godz. 12.05, jeden z bloków na Czechowie |
Niestety nie udało nam się skontaktować z domniemaną
właścicielką dzieła sztuki. Nie odbierała domofonu. Rozmawialiśmy z sąsiadami,
którzy w większości nie rozumieją powagi sytuacji. Pani Ela (jednak z uwagi na
wątek kryminalny woli zachować anonimowość) nie kryje zdziwienia: - Ja nie wiem kto w tym domu mieszka, nikt z
klatki nie kojarzy. A z tą kradzieżą to nie żarty? Mnie się zdawało, że to może
ścierka się obsusza na kiju.
Sprawę „afery Czechowskiej” bada lubelska policja. Lubelski Capik trzyma oko i ucho na pulsie.